No, oczywiście na pierwszy rzut poszła w ruch huśtawka.
Po dłuższych negocjacjach dałem się skusić na wspinaczki.
By uwieńczyć je zjeżdżaniem z różnych ślizgawek.
Nastka w tym czasie dzielnie towarzyszyła cioci Justynie na ławeczce,
choć podejrzewam, że też miała ochotę na niejedną wariację.
Jak zaczęło padać schowaliśmy się w muzeum piśmiennictwa
w pałacu Przebendowskich.
Czas do domu nadszedł nieubłagalnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz